Anna ma 36 lat. Żyje z mężem i dwójką dzieci. Jednak to, czego doświadcza każdego dnia, trudno nazwać życiem. Przez większość czasu jej myśli przepełniają strach i obawy. Nie ma ku temu wyraźnego powodu, mimo to strach jest stale obecny w jej życiu. Często jest spięta, wygląda mizernie, na ciągle przemęczoną. Niestety wielu rodziców nie wie, jak rozpoznać najbardziej rozpowszechnione objawy depresji u dzieci. Psychologowie dziecięcy zwracają uwagę na zwiększone ryzyko rozwijania się depresji u najmłodszych w czasie trwania pandemii. Aby temu zapobiec, podają 9 najczęstszych objawów depresji u dzieci. Jeśli jak większość ludzi, myślisz, że depresja zdarza się tylko dorosłym. Jesteś w błędzie Centrum Kontroli Chorób podaje, że 3,7% dzieci w wieku 3-17 lat cierpi na depresję. Wzrósł też wskaźnik samobójstw do 14 dzieci na 100 000. Niezależnie od tego, czy jest to dziecko, czy dorosły, osoba, która czuje smutek dłużej niż dwa tygodnie, może mieć podejrzenie depresji. Jeśli zauważasz, że twoje dziecko chodzi przygnębione, należy to dokładnie sprawdzić. Nie należy lekceważyć nawet najmniejszych objawów, ponieważ samobójstwo jest drugą przyczyną śmierci osób w wieku 10-34 lat. 9 oznak depresji dziecięcejDepresja występuje, gdy dziecko ma mieć pięć z poniższych objawów przez co najmniej dwa tygodnie. Głęboki smutek trwający co najmniej dwa tygodnie. Dziecko może być bardziej drażliwe niż przygnębione. Utrata zainteresowania rzeczami, które kocha. Znaczne zmiany masy ciała - przyrost lub utrata kilku kilogramów. Bezsenność. Zakłócenia lub zmiany wzorcach snu. Pobudzenie psychomotoryczne. Chroniczne zmęczenie. Poczucie bezradności, beznadziejności. Zainteresowanie tematami śmierci, umieraniem, samobójstwami. Powinniśmy pamiętać również o tym, że dzieci, które doświadczyły traumatycznego wydarzenia w swoim życiu, na przykład utraty ukochanej osoby, przechodzą żałobę. W takiej sytuacji depresja jest częścią etapów straty. Jeśli jednak odnosisz wrażenie, że utknęło w tej fazie, wskazane jest wizyta u specjalisty, które pomoże im w zarządzaniu swoimi pomóc dziecku z depresją?Terapia jest podstawą w leczeniu depresji. Na sesjach z terapeutą dziecko przetwarza trudne emocje, uczy się radzić ze swoimi problemami, które wpływają na jego stan stosowanym rodzajem poradnictwa stosowanym u dzieci jest terapia zabawami. Przy użyciu zabawek, kreatywnych gier można lepiej porozumiewać się z dzieckiem. Innym korzystnym rodzajem poradnictwa jest terapia poznawczo-behawioralna, zdecydowanie lepsza dla starszego istnieje taka potrzeba, zostaje włączona również farmakoterapia. Aby sprawdzić, czy jest tak potrzeba lekarze często sięgają po testy diagnostyczne. Oto najpopularniejsze z nich: Test na depresję Becka, Test depresji Burns’a, Skala Samooceny Depresji Zunga, Krótka Skala Oceny Depresji, Skala Oceny Depresji Goldberga, Test Dziewięciu Pytań PHQ-9 , Test K10, Skala depresji CES-D), Szybki wykaz objawów depresyjnych QIDS-SR16. Oprócz szukania profesjonalnej pomocy, jest kilka rzeczy, które możesz zrobić sam w domu. 1. Porozmawiaj ze swoim dzieckiem Staraj się prowadzić otwarty dialog na wszystkie tematy. Zamiast zadawać pytania wprost, staraj się zaangażować dziecko w rozmowę i zabawę. Pokaż, że ciekawią cię jego zainteresowania. Czasami obszar do szczerej rozmowy otwiera wspólny spacer lub gra się zdarzyć, że twoje dziecko nie będzie miało nic do powiedzenia. Nie naciskaj ich ani nie nakłaniaj ich do uzyskania informacji, być może po prostu potrzebuje czasu, aby przetworzyć zarówno emocje, jak i myśli. Cisza jest czasami pomocna i daje im przestrzeń, której Pokaż im sposoby na relaks i odstresowanie Mniejsze dziecko łatwiej się relaksuje, można je zaangażować w malowanie, kolorowanie, zabawę w piaskownicy lub zabawę. Znajdź zadania odpowiednie do wieku i zainteresuj nimi swoje takich momentach nie próbuj sadzać dziecka przed telewizorem Psychiatrzy dziecięcy nadal badają związek między oglądaniem telewizji a poczuciem depresji. Wnioski badań pokazują, że sadzanie dziecka przed ekranem telewizora i oczekiwanie, że w magiczny sposób rozwiąże to ich problemy, to poważny błąd wychowawczy. 3. Ogranicz dostęp do technologiiJesteś zajęty i potrzebujesz, aby twoje dziecko angażowało się w inne czynności bez twojego udziału? W takich sytuacjach pierwsze co robią dorośli, to podają telefon lub Pediatric Association zaleca spędzanie czasu przed ekranem nie więcej niż dwie godziny dziennie. Ramy czasowe obejmują gry wideo, telewizję, laptopy, smartfony i inne urządzenia swoim dzieciom konstruktywne sposoby zarządzania czasem. Będą cieszyć się wędrówkami, rzemiosłem, jazdą na rowerze lub rysowaniem. W dzisiejszych czasach dzieci stały się zależne od czasu spędzanego przed ekranem i wolą zrezygnować z innych zajęć. To nie jest zdrowe dla Rozbijaj zadania, aby uprościć ich wykonanie Dzieci czują się przytłoczone, gdy dostają kilka zadań do wykonania naraz. Potrzebują podzielenia rzeczy na mniejsze części. Nie chcesz niczym przytłaczać swojego dziecka – naucz się, jak prawidłowo delegować zadania, aby mogło je opanować. Nie denerwuj się, jeśli musisz dokładnie wyjaśnić każdy etap Stwórz pozytywną atmosferęTwoje dzieci nie muszą znać problemów dorosłych ani zajmować się nimi. Jeśli pojawiają się kłopoty finansowe, upewnij się, że prowadzisz te rozmowy za zamkniętymi drzwiami. Nie pozwól im słyszeć, jak się kłócisz, denerwujesz, zmagasz z problemami w gdybyś stworzył dla swojej rodziny przystań, która jest wolna od emocjonalnych i fizycznych kłótni. Jeśli chcesz, aby twoje dziecko czuło się bezpiecznie i stabilnie, musisz zbudować emocjonalne ciepło w
Form postrzeganego przez nich odrzucenia powoduje (lub pogłębia) depresję. Leczona jest bliskością. Lekarstwem na depresję u niemowląt jest bliskość z matką lub z kimś, kto matkę będzie zastępował. Pamiętajmy, że również depresja poporodowa ma wpływ na rozwój niemowląt i dzieci. Już sam stres w czasie ciąży może
retro Posty: 45 Rejestracja: 10 sty 2019, 10:54 Depresja u dziecka Podejrzewam, że mój syn cierpi na depresję. Chciałabym mu jakoś pomóc dlatego szukam placówki psychiatrycznej, która specjalizuje się w leczeniu dzieci i młodzieży. Jak myślicie, czy to będzie dobry wybór? Sonia Posty: 6 Rejestracja: 11 kwie 2019, 16:16 Re: Depresja u dziecka Post autor: Sonia » 19 kwie 2019, 13:31 Szukaj informacji w sieci na ten temat. W mgnieniu oka coś znajdziesz. Próbowałem usnąć, ale bez skutku. Nie można spać, gdy człowiek pełen jest uczuć, których nie da się wypowiedzieć słowami. nikelodon18 Posty: 354 Rejestracja: 26 sie 2019, 15:17 Re: Depresja u dziecka Post autor: nikelodon18 » 22 sty 2020, 14:46 Dziecko powinno udać się do zaufanego specjalisty, nie ulega wątpliwości. Może okaże się tutaj pomocny? Z jego wsparcia korzystało nie tylko moje dziecko, ale również i ja. Wystarczyło kilka wspólnych sesji. Połka Re: Depresja u dziecka Post autor: Połka » 09 wrz 2021, 17:51 retro pisze: ↑28 mar 2019, 9:07 Podejrzewam, że mój syn cierpi na depresję. Chciałabym mu jakoś pomóc dlatego szukam placówki psychiatrycznej, która specjalizuje się w leczeniu dzieci i młodzieży. Świetny artykuł ostatnio czytałam na portalu Wetalk jak wyleczyć depresję bez leków. Na pewno będzie pomocny w sytuacji depresji u dziecka. 7) matki cierpiące na depresję po porodzie wycofują się również z opieki i dbania o swoje starsze dzieci, tak, jakby „przestały zau ważać ich obecność”; Uruchamiamy portal zawierający najciekawsze nowinki medyczne oraz z dziedzin pokrewnych. Naszym celem jest dotarcie do kilkudziesięciu tysięcy lekarzy i polskich farmaceutów. Obserwuj nas Szukaj według kategorii E-zdrowie Innowacje Kadry Kardiologia Konferencje Leki Medycyna Pacjent Prawo System Kontakt Polityka Prywatności © 2022 JNews - Premium WordPress news & magazine theme by Jegtheme. Wykłady (30-60 min) Kryzys emocjonalny a szkolne funkcjonowanie ucznia. "On/ona mnie bije!" - skąd się bierze przemoc rówieśnicza? „To nie moja sprawa” – przemocy rówieśnicza w perspektywie świadków. "Wierze w Ciebie" - o sztuce wspierania potencjału dziecka. "Po czym poznać, że to kryzys?" - o trudnościach w rozpoznawaniu
Witam Panie, Zakładam nowy, osobny wątek, gdyż z dużym zaskoczeniem stwierdzam, że tak ważny temat, jakim jest Baby Blues/ depresja poporodowa, ma na forum tylko wzmianki, stare zarchiwizowane wątki, istnieje bardziej jako pod-temat niż podmiot zainteresowania sam w sobie. Uważam, że bardzo niesłusznie. Myślę też, że ma to związek z tym jakim strasznym tabu jest depresja poporodowa wśród młodych mam. Nie mówię tu o wahaniach nastroju, o płaczliwości. Mówię o problemie, który doprowadził w historii do wielu tragedii. A więc właśnie - problem ten dotyka około 30% kobiet - to bardzo, bardzo dużo. A któż o tym słyszy wśród naszych koleżanek, znajomych, rodziny? "Koleżanka koleżanki podobno miała..." Ja osobiście słyszę same zachwyty nad macierzyństwem, słodyczą ociekające zdjęcia na portalach społecznościowych, opowieści o nieskończonej fali miłości, która wylewa się na nas, gdy dostajemy w ramiona nasze dziecko po raz pierwszy. Gdzie te 30%? (Pewnie nawet więcej) ... Do niedawna termin nieznany - masy nieświadomych kobiet kryjące ze wstydem swoje uczucia, potępienia dla tych, które przyznały się do swoich uczuć, rosnące lęki i frustracje. A jednak jest tak też dzisiaj. Baby Blues - ten stan o różnym nasileniu powinien mijać po kilku tygodniach. Nie zawsze jednak tak jest... czasami stan ten pogarsza się i zapętla w postaci depresji poporodowej. Wówczas wymaga już leczenia, najczęściej farmakologicznego (leki antydepresyjne) i psychoterapii. Podzielę się więc moimi doświadczeniami. Oby one pomogły komuś zrozumieć, że nie jest się samemu. Oby przyniosły komuś troszkę otuchy, której ja tak bardzo szukałam. Ciąża była dla mnie niespodzianką. Wprawdzie oboje z moim partnerem chcieliśmy mieć dzieci - były w planach, ale może za rok, może za półtora. Stało się szybciej. Zareagowałam płaczem, strachem - wiodłam wygodne, ciekawe życie, skupiałam się na rozwoju osobistym, zawodowym, na podróżach w dalekie i ekstremalne destynacje. Dzieci nigdy nie lubiłam. Wiedziałam jednak, że z moim partnerem chce je mieć, bo niczego na świecie nie kocham bardziej niż jego. Ta perspektywa wydawała mi się piękna. Wszyscy zawsze powtarzali mi, że własne dzieci to zupełnie co innego. Moja własna Mama nie znosi dzieci, a za mną i moim bratem szalała od kiedy pojawiliśmy się na świecie. Znam bardzo wiele szczęśliwych matek, które po cichu przyznają, że wcale nie pałają sympatią do dzieci w sensie generalnym. Mimo tej świadomości wciąż nie czułam się gotowa. Po wielu rozmowach z moim facetem, doszliśmy do wniosku, że dobrze się stało. W końcu nie jesteśmy już młokosami i chyba nigdy byśmy nie powiedzieli sobie, że to "już". Biorąc pod uwagę wiele czynników przyjęliśmy wersję, że bardzo dobrze, że tak się stało. Ciąża była ciężka, bolesna, szczególnie biorąc pod uwagę gabaryty mojego dziecka (wielki gość) i moją drobną budowę ciała + niski wzrost. Jednak pod koniec ciąży nie opuszczał mnie wspaniały nastrój. Wprawdzie okropnie bałam się porodu (chyba jak niczego w życiu), ale to nie przyćmiewało mojej absolutnej euforii. Nie było prawie nic, co mogło zepsuć mi mój szampański nastrój. I choć miło jest przebywać w towarzystwie tak wesołego i uśmiechniętego pulpeta, to troszeczkę niepokoiło bliskich, którzy akurat "siedzą w temacie"... ale to wyjaśni się ze chwilę. Mój syn przyszedł na świat poprzez cesarskie cięcie. Poród zaczął się siłami natury, ale niestety po kilku godzinach męczarni brak postępu zaowocował szybkim przewiezieniem mnie na salę operacyjną. Początek porodu naturalnego jest ważny, gdyż działa nasza biochemia i daje dziecku sygnał, że czas się ewakuować. To później obniża problemy z samodzielnym oddychaniem, z odruchem ssania, itp. Mały nie chciał się urodzić długo, ciąża była przenoszona, a poród prowokowany. Moje łożysko było hiperaktywne, a ciąża kipiała zdrowiem. Mimo późnego terminu, ów łożysko nadal pompowało ogromne ilości dóbr i hormonów, które nie dawały sygnału do opuszczania lokalu, więc mój syn zadowolony dalej miał wspaniały bankiet w moim brzuchu. No i niestety to miało bardzo duży wpływ na dalsze moje losy. Pierwsze dni i noce w szpitalu były koszmarem. Obolała, z rozciętym brzuchem, osłabiona przez 3-dniową głodówkę zostałam postawiona przed macierzyństwem. Małe, ślepe żyjątko, które układano przy mnie wkładając mu do ust moją pierś. Za dnia był ktoś przy mnie, ale nocą zostawaliśmy sami. Dziecko płakało, a właściwie wrzeszczało wniebogłosy, a ja nie mogłam nawet do niego wstać, bo próba zczołgania się ze szpitalnego łóżka (wysokości stołu) to okupiona bólem szamotanina trwająca 10 minut. Nawet, gdy mi się udało, to nie wiedziałam co mam z nim zrobić - jak mam go podnieść, jak mam go uspokoić, co zrobić aby przestał wrzeszczeć? Nie udawało mi się go nakarmić, więc musiałam cierpliwie czekać, aż w końcu zlituje się położna i przyjdzie go dokarmić sztucznym mlekiem lub weźmie go chociaż na kilka chwil, abym miała szanse się odrobinkę przespać. Byłam kompletnie przerażona - bałam się dziecka, bałam się nowej sytuacji, bałam się tego, że "to tak ma wyglądać". Nie było ani śladu po zachwycie, nie było ani śladu po "falach miłości", a brak tych uczuć powodowały u mnie jeszcze większą paranoję. Z radością wróciliśmy do domu (początkowo jeszcze nie naszego, ale to długa historia). Niestety czar prysł natychmiast, bo ja czułam się coraz gorzej. Ból rany, ból brzucha, pleców, brak snu, wyczerpanie... no i moja głowa - pustka, apatia, przygnębienie, przerażenie. Cały zastęp babć i dziadków - wszyscy w okrzykach zachwytu i rozczulenia nad noworodkiem. Przechodził z rąk do rąk (gdzie wydawało mu się być lepiej niż w moich ramionach) i słuchał wszystkich westchnień, komplementów, pisków i uniesień. A mnie dołowało to coraz bardziej - "dlaczego ja się nie zachwycam? Ja, matka?"... Mały ciągle wrzeszczał. Nerwowa atmosfera rosła, gdyż każdy miał swoją teorię dot. tego czego chce, pragnie, potrzebuje, co mu dolega, co go boli, itp. Wszystko z dobrej woli, chęci pomocy nam, ale powoli z moim facetem czuliśmy się coraz bardziej spychani na bok, pouczani. A ja więdłam. Nie chodziło tutaj tylko o płaczliwość, nerwowość - to zignorowałabym, bo wiem co hormony potrafią ze mną robić. Ja nie chciałam mieć nic wspólnego z moim synem. Nie chciałam trzymać go na rękach, nie chciałam go karmić, nie chciałam być blisko. Byłam jak za szybą. Nic mnie nie cieszyło, nic nie sprawiało mi radości. Nie mogłam jeść, pić. Siedziałam i patrzyłam w jeden punkt i chciałam zniknąć. Mój syn był dla mnie jakimś dzieckiem, nie moim... Wiecznie czerwoną w bezzębnym, przeraźliwym ryku poczwarką. Po cichu też myślałam o tym jak wspaniale było kiedyś - przed ciążą. Zaczęłam myśleć, że popełniłam tak straszny błąd, gdyż patrząc na moje uczucia, na moją reakcję - muszę być niedojrzała, niegotowa, po prostu zła i nie nadaję się na matkę. Zaczęły mnie nękać wyrzuty sumienia, poczucie winy. Straszliwe palące poczucie winy w stosunku do małego, ale również w stosunku do mojego partnera - opuszczałam go. Może tylko w przenośni, ale był to zły moment. On również przerażony był nową sytuacją, został z nią sam, mając jeszcze moje załamanie na głowie. Widziałam jak patrzy na mnie z lękiem. Walczył o mnie, wspierał, rozmawiał o wszystkim, zabiegał, szukał pomocy. Ja skupiona byłam jednak na tej strasznej myśli : "A co jeśli to nie minie? A co jeśli to prawda? Co jeśli to nie są tylko hormony?"- te myśli paraliżowały mnie do szpiku kości. Czułam się coraz gorzej. Sutki były krwawe, poranione, później zagojone, a karmienie nadal bolało (i boli nadal) - strasznie tego nienawidziłam (i nie lubię nadal). Najbardziej jednak frustrował mnie płacz syna. Nakarmiony, przewinięty, odbeknięty, suchy, utulony, przytulony, wyśpiewany - mimo to wrzeszczał w czerwonym, bezzębnym grymasie. Nadal wrzeszczy. Nie umiałam nic z tym zrobić, zaczynałam mieć napady gniewu i agresji w stosunku do niego. Po każdym takim napadzie rosło poczucie winy i obrzucałam się coraz to kolejnymi oblegami. Wprawdzie wiem, że takie małe stworzenie nie ma żadnej woli, świadomości, nie wie nawet dlaczego krzyczy. Ba! Nie wie nawet, że krzyczy i nie potrafi odróżnić dźwięku z zewnątrz od tego, który sam wydaje. Tłumaczyłam sobie, że to przecież bezbronne, bezradne maleństwo. To niestety nie zmieniało uczuć, które na mnie napływały jak fala, a ja byłam wobec nich tak samo bezradna jak mój syn wobec swojej burzy neuronowej. Ciągle żyłam nadzieją, że to minie. Bliska mi osoba i jednocześnie ginekolog-położnik obserwował moją ciążową euforię i ciągłe heheszki. Prowadząc też koniec ciąży, widział, że mam hiperaktywne łożysko, które produkując wciąż niezliczone ilości hormonów przeciąga narodziny dziecka. Ciąża była przenoszona, poród prowokowany. Syn urodził się z cycuszkami z mlekiem. Wszystko razem dawało powody do podejrzeń, że nagłą utratę łożyska mogę bardzo źle znieść i "spaść z bardzo wysokiego konia". Ostrzegł mnie więc jeszcze przed porodem, że mogę bardzo źle czuć się psychicznie po wszystkim - może świat mi się walić na głowę i mogę mieć uczucie, że z niczym nie dam sobie rady. To jak jak nagłe odcięcie ćpuna od heroiny. Pamiętałam o tej przestrodze, ale uznałam, że samo-świadomość to klucz do sukcesu i do panowania nad sobą. Sądziłam również, że chemia organizmu nie może działać tak silnie, że odejmie mi kompletnie rozum. Moja świadomość wcale jednak w niczym mi nie pomogła. Przestawałam sobie radzić z paniką, strachem, agresją, przygnębieniem. Zaczęliśmy myśleć o pomocy specjalisty, gdyż tendencja była wciąż spadkowa. Jeśli zamiast się polepszać, wciąż się pogarsza - grozi nam depresja poporodowa, a to już nie są żarty. Zaczynały się mnie chwytać myśli o samounicestwieniu, więc czas był, aby działać. Zanim jednak udałam się do psychiatry, zadzwoniłam do zaznajomionej douli, która prowadzi szkołę rodzenia i jednocześnie jest psychologiem. Przyjechała, rozmawiałyśmy. Na samym początku już naprostowała moje myślenie - to nieprawda, że KAŻDA kobieta czuje ogromną miłość do swojego dziecka od razu po urodzeniu. To nieprawda, że każda jest zachwycona macierzyństwem. Problem, który mnie dotknął, jest tak powszechny, że pewnie ciężko byłoby mi w to uwierzyć. Nikt jednak o tym nie mówi, nikt się nie przyznaje, każda kobieta tworzy swoją piękną bańkę wokół macierzyństwa i to serwuje społeczeństwu. Wstyd. Wiele kobiet ma nawet dużo gorzej, bo niechęć do dziecka jest tak ogromna, że odmawiają opieki nad nim, odsuwają się, nie chcą go dotykać, karmić, brać na ręce. Poźniej to mija jak zły sen, a miłość do potomstwa jest rzeczą nr 1 w ich życiu. Rozmawiałyśmy o tym jak rodziłam, jak dostałam małego, czy miałam szansę być z nim ciało do ciała. Rozmawiałyśmy o karmieniu, o uczuciach złości, irytacji i o tym, że ma się prawo do takich odczuć. Niepokojące są oczywiście emocje agresji, myśli samobójcze i to powinno mnie kierować już do specjalisty. Zasugerowała jednak dać sobie jeszcze troszkę czasu. Zgadzała się z tym, że burza hormonalna, nagłe odcięcie łożyska + długotrwały brak snu + zmęczenie może powodować kompletne psychozy, tak silne, że są nie do odróżnienia od poważnych zaburzeń psychicznych. Prosiła o to, aby próbować więcej spać. Kiedy tylko mały zaśnie - ja też powinnam. Zostawić bałagan, pranie, a skupić się na tym, aby się ratować. Zmusić się do wyjścia z domu, do zjedzenia czegoś co mi smakuje. No i poczekać jeszcze... Poczekałam. Nie było łatwo. Nie było i nie jest. Jednak po jakimś czasie zaczęły się przebłyski światła. Spacer z partnerem w lesie. Przespanych kilka godzin więcej. Zaczęłam uczyć się radzić sobie z wrzaskiem dziecka. Bywały momenty, kiedy był grzeczny i uroczo leżał machając łapkami. Przyglądałam mu się wówczas cały ten czas i płakałam sobie. Chciałam to chłonąć. Coś się rodziło, zmieniało. Po jakimś czasie miałam już odruchy całowania dziecka, zaczęłam rozczulać się nad jego dźwiękami, współczuć mu, gdy coś go niepokoi. Lubię na niego patrzeć, gdy w końcu nie krzyczy, a ciekawie rozgląda się po świecie. Lubię patrzeć, gdy śpi. Malutki, uroczy, niewinny. Uważam, że jest śliczny. Zdarzyło mi się wyszeptać : "Kocham Cie, mały". Ale krok po kroku. Wcale nie jest jeszcze tak jak uważam, że być powinno. Dalej wpadam w dołki. Nagle odpuszczają mnie siły, zaczynam wpadać w lęk, zwątpienie, złość. Szczególnie, gdy wrzeszczy, a wrzeszczy bardzo często. Wtedy mój zachwyt znika, a ja znów czuję frustrację i irytację. Znów jest brzydki i się nie lubimy. Te emocje też wciąż są inne, bo ostatnio jestem bardziej drażliwa, a mniej apatyczna. Pozwalam sobie czuć złość, gdy krzyczy bez powodu jak opętany. Nadal walczę z wyrzutami sumienia, poczuciem winy za te emocje. Ale są to fluktuacje, sinusoidy, widzę że to jakiś biochemiczny mechanizm. To wciąż pompuje we mnie wiarę, że będzie lepiej i lepiej. I jest... Wciąż jest inaczej. Czuję, że wyrwałam się ze szponów depresji poporodowej i idę ku lepszemu. Muszę jednak przyznać, że nigdy nie czułam się tak podle. Jako ciekawostkę dodam, że w końcu środowisko naukowe zaczęło wnikać w problem i obecnie opracowywany jest lek na ów przypadłość. Lek na bazie ... borówek! Badania bardzo wyraźnie wskazują na to, że borówki zawierają w sobie lek na Baby Blues. Oczywiście potrzebujemy dużego stężenia trypofanów i tyrozyny, stąd korzystanie z ekstraktu, jednak warto poczytać (niestety po angielsku, ale w razie czego służę pomocą) : Link do: Blueberries virtually eliminate baby blues, experts say | Daily Mail Online oraz naukowo: Link do: Dietary Kit Reduces Baby Blues, a Precursor to Postpartum Depression i warto jeść duuużo borówek Bardzo chętnie porozmawiam z innymi kobietami, które przez to przeszły lub przechodzą. Nadal sama tego potrzebuję, a dodatkowo wiem jak bardzo potrzebowałam tego jakiś czas temu. Może i ktoś po cichu też tego potrzebuje? Ja osobiście niestety oprócz "moja znajoma tak miała" , nikogo nie znalazłam. A podobno tyle nas...
Młodzież nie ma zasadniczo motywacji do tego, by prosić o pomoc. Tak generalnie, nie tylko gdy chodzi o ich zdrowie, a u nastolatków cierpiących na depresję, częstym objawem jest izolacja, co dodatkowo utrudnia udzielenie im pomocy. Jeśli czekasz, aż Twoje dziecko samo do Ciebie przyjdzie po pomoc – możesz czekać bardzo długo. Tak. Wielu dorosłych nie zdaje sobie sprawy, ale szacuje się, że 5 procent dzieci i młodzieży cierpi na depresję kliniczną. Do 1980 roku, depresja nie była nawet rozpoznawana jako choroba wieku dziecięcego, ale dziś wiemy, że jest to poważna, ale też uleczalna choroba. Moje dziecko wydaje się smutne, może cierpi na depresję? Niekoniecznie. Twoje dziecko może zwyczajnie przeżywać upadki i wzloty aktualnie w swoim życiu. Nie martw się, jeśli od czasu do czasu czuje się smutne lub jeśli jest smutne z konkretnego powodu . Depresja to coś więcej niż tymczasowe zmiany nastroju. Jest znakiem poczucia beznadziejności, braku energii i entuzjazmu, które mogą trwać przez kilka tygodni, miesięcy lub (w rzadkich przypadkach) nawet latami. Jakie są objawy ? Depresja może przejawiać się w zachowaniu dziecka na wiele sposobów. Można zauważyć, że Twoje dziecko jest smutne i płacze często lub nie czerpie radości z zabawy. Może też wydawać się drażliwe, nieprzyjemne, złe, lub oporne przez dłuższy czas. Dramatyczne zmiany nastroju także mogą stanowić jeden z objawów. Jeśli Twoje dziecko jest w depresji, może mieć problemy z dogadywaniem się z rodzeństwem, członkami rodziny, innymi dziećmi lub może być w ogóle niezainteresowane kontaktami towarzyskimi. Inne objawy depresji to brak energii, niezdolność do koncentracji, brak zainteresowania, niskie poczucie własnej wartości, poczucie winy, pesymizm, słabe wyniki w szkole, poczucie beznadziejności i bezradności, częste skargi na fizyczne dolegliwości, takie jak bóle głowy lub bóle brzucha i problemy z jedzeniem i spaniem. Jeśli Twoje dziecko jest w depresji, może doświadczać także innych trudności, w tym samym czasie. U dzieci depresja często idzie w parze z innymi problemami, takimi jak lęk, zaburzenia koncentracji, zaburzenia zachowania, zaburzenia odżywiania lub problemy związanych z nadużywaniem substancji psychoaktywnych. To może być trudne, aby stwierdzić, czy zachowanie dziecka wynika z rozwojowych faz, czy coś je martwi. Ale jeśli dziecko ma którykolwiek z powyższych objawów przez kilka tygodni lub więcej, lub jeśli jego objawy zakłócają jego zdolność do funkcjonowania jak w domu, w szkole, w kontaktach z przyjaciółmi, należy szukać pomocy. Jeśli myślisz, że dziecko może być w depresji, możesz odwołać się do rad psychologa, psychiatry, lekarza pediatry. Co powoduje depresję? Większość ekspertów zgadza się, że depresja spowodowana jest przez kombinację czynników biologicznych i środowiskowych. Wielu ludzi, którzy doświadczają depresji mają lub mieli w rodzinie przypadek depresji lub innej choroby psychicznej. Dziecko, które ma jednego rodzica w depresji ma 25 procent szans na tą chorobę. Jeżeli oboje rodzice mieli problemy z depresją, szansa wzrasta do 75 procent. Naukowcy nie znają dokładnej przyczyny, ale wiedzą, że depresja jest związana ze zmianami w chemii mózgu. Konkretne zmiany obejmują związki chemiczne zwane neuroprzekaźnikami, które pomagają transportować wiadomości przekaźnikowe z jednej komórki do drugiej. Kiedy następuje spadek niektórych neuroprzekaźników mózg nie funkcjonuje prawidłowo, co prowadzi do depresji i innych form choroby psychicznej. Przyczyny depresji są oparte na więcej niż tylko na genach i biologii. Traumatyczne wydarzenia życiowe, takie jak: porzucenie, przewlekłe problemy w szkole, trudna przeprowadzka, fizyczna, seksualna lub emocjonalna przemoc czy zaniedbania w domu, szkole, lub ze stronny innych zaufanych opiekunów – często wywołują depresję. Czasami utrata taka jak śmierć bliskiej osoby lub ukochanego zwierzaka lub rozwodu rodziców może powodować depresję. Jak leczy się depresję? Badania wykazały, że psychoterapia jest bardzo skuteczna i wystarczająca w przypadku leczenia łagodnej i umiarkowanej postaci depresji. W cięższych przypadkach depresji lub w przypadkach, kiedy terapia nie wpływa na poprawę samopoczucia doradza się włączenie leków. Przy terapii dzieci dobrze sprawdza się terapia „przez zabawę”, zwłaszcza młodszych, mniej werbalnych dzieci, ponieważ mogą łatwiej wyrażać się poprzez zabawę. Terapia zorientowana na proces dysponuje dobrymi narzędziami do pracy terapeutycznej z dziećmi. Terapeuta dziecka będzie stosował kompleksowe podejście, przeprowadzi wywiad na temat tego jaki wpływ na dziecko ma rodzina i grupa społeczna, a także poszuka czynników, które mogą przyczyniać się do depresji dziecka. Oprócz terapii dziecka terapeuta może również użyć terapii rodzinnej lub terapii rodzica czy też poradnictwa dla rodziców. W trakcie wywiadu terapeuta może odkryć dodatkowe zaburzenia u dziecka lub w systemie rodzinnym, takie jak lęk lub zaburzenia odżywiania. Co z lekami przeciwdepresyjnymi? Istnieje wiele obaw przed stosowaniem leków przeciwdepresyjnych u dzieci. Niektórzy eksperci twierdzą, że żadna ilość terapii nie pomoże dziecku, które potrzebuje leku na zaburzenia równowagi chemicznej, a inni ostrzegają przed nadużywaniem i niebezpieczeństwem leków przeciwdepresyjnych. Eksperci ostrzegają, że również lekarze powinni przepisywać leki przeciwdepresyjne tylko w przypadkach ciągłej, ciężkiej depresji, a nie w leczeniu dzieci cierpiących z powodu bolesnych sytuacjach, takich jak śmierć kogoś bliskiego, przemocy w rodzinie, konfliktów w domu lub w szkole, czy utraty ważnego związku. W tych przypadkach, zastosowanie leków może zamaskować prawdziwą przyczynę depresji i nie dać możliwości skutecznego wyleczenia dziecka. Jeśli dziecko jest w depresji z powodu kłótni rodzinnej lub nadużycia ze strony nauczyciela depresja może szybko minąć jeśli konflikty rodzinne zostaną rozwiązane lub dziecko zmieni nauczyciela. Decyzja o tym, czy dziecko może skorzystać z leczenia farmakologicznego musi być podejmowana wspólnie przez Ciebie i psychiatrę. Jeśli masz obawy związane z przyjmowaniem leków przez dziecko koniecznie zbadaj je i skonsultuj z lekarzem pediatrą. Zapytaj, poszukaj alternatywnych metod leczenia i innych opcji, jeśli wolisz. Specjaliści podkreślają że nawet gdy lek jest odpowiedni, musi być połączony z terapią. Sam lek nie wyleczy problemu. Dodatkowo dzieci przyjmujące leki antydepresyjne powinny być pod stałym nadzorem lekarza. Depresja może okazać się przewlekła chorobą i dziecko będzie też potrzebować pomocy, aby rozwinąć swoje umiejętności radzenia sobie ze stresem. Jak znaleźć dobrego terapeutę? Porozmawiaj z lekarzem pediatrą, popytaj znajomych, przyjaciół. Mogą oni być w stanie polecić kogoś zaufanego i znanego. Jeśli znajdziesz już kilku psychologów dziecięcych koniecznie zapytaj: Czy jesteś dyplomowanym psychologiem/psychiatrą? Czy jesteś licencjonowanym/ą terapeutą/ką; w jakim nurcie? Jak długo praktykujesz? Jaka jest twoja specjalność? Jakiego rodzaju leczenia Pan/Pani zwykle używa? Jak długo trwa leczenie zazwyczaj? Jakie są opłaty? Jeśli Twoje dziecko ma problemy ze zdrowiem psychicznym nie związanym z depresją, takie jak zespół deficytu uwagi lub zaburzenia jedzenia, poszukaj zawodowców z doświadczeniem w tej dziedzinie. Wreszcie, ważne jest, żebyś Ty i Twoje dziecko dobrze czuli się w obecności i mieli dobry kontakt z terapeutą/ką, którego/ą wybieracie. Warto poświęcić chwilę, aby znaleźć kogoś, przy kim dziecko czuje się swobodnie rozmawiając. Marta Pociecha – pscyholożka, terapeutka pracy z procesem specjalizująca się w pracy z dziećmi i rodzicami. mmpociecha@
moje dziecko ma depresję forum
Depresja to choroba jak każda inna, ale zabiera bardzo wiele z życia. Dla wielu wydaje się banalną słabością-gdzie takich reakcji też doświadczyłam, ale jest chorobą, którą nie można ignorować i czekać aż przejdzie. Trafiłam na bardzo dobrego psychiatrę dziecięcego i na dobrego psychologa więc zapewniam, że tacy są!
Piszę na tym forum, bo już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć... Forum to odwiedza wiele osób z depresją, więc może ktoś mi podpowie czy moja mama rzeczywiście ma depresję...? Moja mama od jakichś 3 lat zmaga się z ciągle nawracającą depresją (tak ją diagnozują psychiatrzy). Zaczęło się od tego, że 4 lata temu zmarła moja babcia (czyli mama mamy) i moja mama została w domu sama jak palec. Moja siostra wyjechała już wiele lat temu do innego miasta na studia i tam się osiedliła na stałe, a niedługo potem wyjechałam również ja i także założyłam rodzinę z dala od rodzinnego miasta. Tak więc moja mama zmaga się po pierwsze z samotnością (jest wdową a wszyscy jeszcze żyjący członkowie rodziny mieszkają w różnych, odległych miastach), a po drugie z bezczynnością (mama kilka lat temu przeszła na emeryturę). Ponieważ odkąd pamiętam raczej nigdy nie otaczała się ona wianuszkiem znajomych, więc teraz na starość nie ma z kim prowadzić bujnego życia towarzyskiego. Owszem, ma kilka fajnych koleżanek (poznanych głównie w szpitalu psychiatrycznym), ale z tego co słyszę, to rzadko się z nimi spotyka. Mniej więcej już od 3 lat ciągle powtarza się ten sam schemat: 1) Dzwonię do mamy i pytam co u niej słychać . Ona odpowiada "źle się czuję" i mówi, że nie ma siły żeby sobie ugotować oraz np. się umyć. Mówi: "boję się, że sobie nie poradzę", "mam samobójcze myśli". 2) Mama w końcu trafia do szpitala psychosomatycznego lub psychiatrycznego (to zależy gdzie są aktualnie wolne miejsca) 3) Przez pierwszy tydzień - miesiąc pobytu w szpitalu mama powtarza, że jej źle w tym szpitalu (niedobre jedzenie, dokuczliwi pacjenci itd.) 4) Mama się klimatyzuje w szpitalu - ma dobry nastrój, cieszy się, że poznała nowe koleżanki, realizuje się - gra na instrumentach, maluje, śpiewa, prowadzi w szpitalu bujne życie towarzyskie 5) Po dwóch miesiącach pobytu psychiatra chce wypisać ją ze szpitala, a mama nalega żeby jeszcze chociaż z tydzień w nim pobyć i wcale nie chce jeszcze wracać do domu 6) Mama wraca do domu, spotyka się ze znajomymi, teoretycznie ma dobry nastrój... (wiem to, bo regularnie co tydzień do niej dzwonię) 7) Po upływie dwóch miesięcy, czterech miesięcy czy pół roku słyszę w słuchawce telefonu: "źle się czuję, boję się, że sobie nie poradzę..." i znów powtarza się cały opisany tu schemat począwszy od punktu nr 1. Już nawet nie pamiętam ile razy mama była w tych szpitalach (zawsze spędzając tam po 2 miesiące)..., ale to już było jakieś 5 razy. Ostatnio wyszła zadowolona ze szpitala dwa miesiące temu, a dziś mówi mi przez telefon: "źle się czuję.... (podpunkt 1)" i znów mówi, że będzie musiała iść do szpitala... Dzwoniłam z opisem całej tej historii na infolinię dla rodzin osób z depresją i ta pani powiedziała, że ona raczej widzi u mojej mamy zaburzenia osobowości. Powiedziałam jej, że czuję się przez mamę szantażowana, bo ona ciągle twierdzi, że na pewno poprawi się jej nastrój jak zamieszka ze mną... i z moim mężem. Nie wyobrażam sobie tego, żeby moja mama (z którą nigdy nie miałam bliskich/ciepłych relacji) nagle zamieszkała ze mną w moim małym, ciasnym mieszkaniu. Ja nie potrafię dłużej niż max 3 dni znieść nerwowo jej obecności jak nas czasem odwiedza (ciągle zamęcza nas gadaniem , bo musi nadrobić to, że nie ma z kim na codzień rozmawiać ). Gdybym miała z nią zamieszkać, to maksymalnie po tygodniu to mnie odwieźliby do szpitala psychiatrycznego! Mama o swoim pomyśle na szczęśliwe życie mówiła także psychiatrze (byłam z nią na tej rozmowie). Otóż jej marzeniem jest to, żeby zamieszkać z którąś ze swoich córek, albo jeden miesiąc mieszkać u jednej, a kolejny miesiąc u drugiej i tak przez kolejne lata. Psychiatra powiedział jej, że nie jest to dobry pomysł i że powinna chodzić na zajęcia dziennego ośrodka psychiatrycznego (czyli codziennie uczęszczać na zajęcia, gdzie może rozmawiać z ludźmi, grać, śpiewać, malować, w tym ma zapewniony obiad i zapełnienie czasu od godz do Mama chodziła... przez 2 tygodnie...., a później zaczęła narzekać na zdrowie, że jej nogi puchną od tego siedzenia przy stole na zajęciach itd. Znów więc była bezczynnie zamknięta w swoich 4 ścianach. Znów poruszyła "pomysł" zamieszkania ze mną, a jak znów jej powiedziałam, że to zły pomysł, to zaczęła mi opowiadać, że czuje się niepotrzebna i ma różne pomysły na to w jaki sposób się zabić. Odbieram to wszystko jako szantaż emocjonalny - "jak mnie nie przygarniesz, to ja się zabiję!". Czy ludzie z depresją rzeczywiście chcą tak manipulować otoczeniem? Mama będąc w szpitalu mówi: "połknęłam w domu 30 tabletek nasennych ziołowych, bo chciałam się zabić". Czy "prawdziwy samobójca" w chwili popełniania samobójstwa dokładnie odlicza ile połknął tabletek? I czy zabija się tabletkami akurat tylko ziołowymi, mając w szufladzie także do dyspozycji inne, groźniejsze dla zdrowia i życia? Czy opowiada o tym demonstracyjnie rodzinie jak się próbował nimi otruć? Ja nie jestem w stanie zamienić się dla niej w 24 godzinną opiekunkę i niańkę, która z nią zamieszka i kosztem swojego życia i zdrowia będzie jej codziennie usługiwać, prać, gotować, zapewniać rozrywkę. Załatwiłam mamie opiekunkę, która robi jej zakupy, sprząta, przynosi obiady, pogada przy kawie ... a mama mi mówi dziś do słuchawki: "ja potrzebuję Kogoś, kto mi pomoże, bo nie mogę sobie sama ugotować". Czy ten KTOŚ to mam być JA?! Więc jej powtarzam po raz setny: "Mamo, masz przecież opiekunkę!!!" Ja rozumiem, że moja mama czuje się samotna, ale dlaczego chce być "szczęśliwa" moim (emocjonalnym) kosztem? Powiedzcie mi - co ja mam robić??????????? Edytowane 20 Wrzesień 2013 przez Gość
7M7nH.
  • 9x0dtkvbhz.pages.dev/133
  • 9x0dtkvbhz.pages.dev/304
  • 9x0dtkvbhz.pages.dev/255
  • 9x0dtkvbhz.pages.dev/383
  • 9x0dtkvbhz.pages.dev/210
  • 9x0dtkvbhz.pages.dev/92
  • 9x0dtkvbhz.pages.dev/296
  • 9x0dtkvbhz.pages.dev/94
  • 9x0dtkvbhz.pages.dev/325
  • moje dziecko ma depresję forum